Dugin o świętym powrocie polityki
Odkrywanie filozofii, liberalizmu i drogi poza nowoczesnością.
1) Drogi Profesorze Dugin, w swojej książce „Politica Aeterna” opisuje Pan, jak filozofia kształtuje i tworzy społeczeństwo, począwszy od myśli platońskiej i arystotelesowskiej oraz ich wpływu na Europę. Jaka jest istota platonizmu politycznego, jak ukształtował on społeczeństwo europejskie i jaka jest ciągłość między myślami Platona a chrześcijaństwem?
Na początek podzielam tradycyjne rozumienie, że myśl filozoficzna kształtuje rzeczywistość. Wymiar polityczny jest zawsze osadzony w filozofii. Jak zauważył Martin Heidegger w swoich „Czarnych notatnikach”, nie powinniśmy postrzegać filozofii politycznej jako odrębnej dyscypliny. Polityka jest zawarta w filozofii od samego początku. Dlatego też próba podziału między nimi jest całkowicie sztuczna. Wszystkie filozofie niosą ze sobą ukryte konsekwencje polityczne, a wszystkie systemy polityczne mają swoje korzenie w określonych tradycjach filozoficznych.
W przypadku Platona myśl polityczna i wizja filozoficzna są absolutnie jednorodne; łączy je głęboka homologia strukturalna. Ontologia Platona – jego koncepcja bytu, umysłu, natury, kosmosu – jest zorganizowana wokół osi pionowych. Prowadzą one ku górze, ku krainie dobra Agatona i ostatecznej jedności. Jednia i Dobro są tożsame, tworząc transcendentalną zasadę: niebo, do którego sami bogowie wstępują, by kontemplować boskość.
Ta pionowa struktura leży u podstaw wszelkiego bytu. Dusza odzwierciedla to wznoszenie się: jest zbudowana jak góra, której kulminacją jest szczyt, z którego transcendencja staje się widoczna. Właściwy stan odzwierciedla ten trójkąt – to wznoszenie się – z tymi, którzy potrafią kontemplować, tymi, którzy są dostrojeni do czegoś wykraczającego poza zwykłą sztukę rządzenia, stojącymi na szczycie. Państwo platońskie jest zatem zbudowane jako piramida zwieńczona strażnikami – wojownikami-filozofami, którzy chronią i służą transcendencji.
Król-filozof rządzi nie ze względu na władzę materialną, ale ze względu na zdolność do przekraczania samego siebie, do obcowania z tym, co leży poza nim. Platon uznawał, że kobiety, obdarzone wystarczającą energią i siłą duchową, mogą również osiągnąć poziom ochrony. Liczy się zdolność do kontemplacji.
Figura ta na szczycie — prorok lub jasnowidz — jest sakralizowanym uosobieniem autorytetu. Taki model współgra z cesarstwem chrześcijańskim, w którym cesarz pełnił funkcję katechona, czyli tego, który powstrzymuje chaos. Ta schrystianizowana kontynuacja platonizmu politycznego rozkwitła w Bizancjum, a później została przeniesiona na Ruś. Natomiast chrześcijaństwo zachodnie, idąc za Augustynem, wprowadziło podział między Kościołem a władzą doczesną – między transcendencją a rządami światowymi – zakłócając platońską jedność.
Karol Wielki próbował naśladować model bizantyjski, a później cesarze Habsburgów kontynuowali tę tradycję. Od Karola Wielkiego do Mikołaja II, Europa utrzymywała formę schrystianizowanego platonizmu politycznego.
Jednakowoż wraz ze zmianą orientacji filozoficznej – porzuceniem transcendencji na rzecz immanentyzmu – wyłoniło się nowe, zsekularyzowane państwo. Platonizm polityczny ustąpił miejsca atomizmowi politycznemu. Akceptacja filozofii atomistycznej, głoszącej, że cała rzeczywistość składa się z oderwanych atomów poruszających się w próżni, prowadzi nas do liberalnych struktur politycznych. Liberalizm jest politycznym wyrazem metafizyki atomistycznej. Rezultatem jest odrzucenie nie tylko świętej misji państwa, ale i państwa jako takiego, aby ustąpić miejsca masom autonomicznych, wykorzenionych jednostek.
W ten sposób powstają dwa przeciwstawne modele: wertykalny, symboliczny, sakralny – platonizm polityczny; i horyzontalny, materialny, chaotyczny – atomizm polityczny. Pierwszy postrzega wszystko w polityce jako święte i znaczące. Drugi odcina się od transcendencji, tworząc jałowe systemy polityczne pozbawione przeznaczenia i celu.
Współczesny liberalizm, kosmopolityzm i indywidualizm wywodzą się z tej atomistycznej logiki. Jeśli jesteśmy platonikami, musimy pozostać wierni wyższej wizji. Atomizm i liberalizm to wybory filozoficzne, a nie nieuchronności. Przesłanie atomizmu i liberalizmu jest następujące: przeznaczenie jest iluzoryczne. Filozoficzna zmiana reżimu jest kwestią woli.
Mówią nam: „Wolisz alternatywę, więc jesteś podczłowiekiem, dewiantem i niebezpiecznym”. Jednakowoż ci, którzy z siłą stawiają opór tej presji, wytrwają. Nawet Donald Trump – choć nie jest platonikiem politycznym – reprezentuje odrzucenie ostatniej fazy liberalno-atomistycznej degeneracji. Ujawnia, że sile niegdyś uważanej za nieuniknioną można się w istocie oprzeć. Podobnie jak w przypadku Związku Radzieckiego – niegdyś uważanego za wieczny – liberalizm również przeminie. To tylko chwila.
To umożliwia powrót platonizmu politycznego. Nie jest on archaiczny. Jest wieczny. Był fundamentem Europy, samego Zachodu. Przywrócenie wertykalnego, symbolicznego porządku nie jest fantazją; to realny i konieczny wybór.
2) To prowadzi mnie bezpośrednio do mojego drugiego pytania. W swojej książce opisuje Pan myśl platońską jako filozofię ojca, myśl arystotelesowską jako filozofię syna, a także mówi Pan o trzeciej ścieżce: filozofii matki. Dlaczego określa Pan atomizm jako filozofię kobiecą i jakie konsekwencje miało jego ponowne przyjęcie w okresie Odrodzenia dla społeczeństw europejskich?
Symbolizm ten nie dotyczy płci w zwykłym, biologicznym sensie. Gdy mówię o męskim lub żeńskim Logosie, mam na myśli siły archetypowe, tendencje metafizyczne. Logos apolliński – czysto męski – ucieleśnia się w platonizmie politycznym. Ojciec wiecznie zasiada na górze, na swoim niewzruszonym tronie. My, jako synowie, zamieszkujemy płaszczyznę horyzontalną poniżej, dążąc do dostosowania się do tego transcendentnego porządku. Pallas Atena, bóstwo żeńskie, należy do tej sfery apollińskiej, ponieważ jej istota jest wertykalna, a nie macierzyńska. Archetyp wykracza poza płeć.
Drugi Logos, dionizyjski, jest zgodny z myślą Arystotelesa. Jest to forma mieszana – ani w pełni wertykalna, ani w pełni horyzontalna. Duch dionizyjski porusza się między skrajnościami, pośrednicząc i równoważąc. Jest męski i żeński, ale żaden z nich nie jest w pełni. Istnieją dionizyjscy mężczyźni i dionizyjskie kobiety.
Trzeci Logos, Logos Kybele – Wielkiej Matki – jest radykalnie odmienny. Wyrasta z dołu. Afirmuje materię jako taką, nieukształtowaną, bezpostaciową. Atom jest jego symbolem – cząstką oderwaną od wszelkiej całości, pozbawioną wewnętrznego znaczenia. W mitach starożytności Wielka Matka stwarza wszystko: bogów, tytanów, demony. Nie widzi żadnej różnicy. W jej oczach wszyscy są równi.
Ten macierzyński materializm leży u podstaw liberalizmu, demokracji i feminizmu. Odwraca on świętą hierarchię myśli apollińskiej. Kulty Wielkiej Matki charakteryzowały się kastracją, ekstatycznym szaleństwem i błazeńskimi procesjami – cechami widocznymi dziś w paradach ponowoczesnej polityki tożsamości. Teoria queer, transpłciowość, feminizm – wszystkie te zjawiska wyłaniają się z powrotu starożytnego kultu Kybele.
Kiedyś odwiedziłem Fryburg, gdzie wykładał Heidegger. Dziś katedra niegdyś zarezerwowana dla fenomenologii nosi nazwę „Studia queer”. To nie przypadek. Oznacza to metafizyczną inwersję. Dionizosa zastąpiła Kybele. Drogę Heideggera przejęła atomistyczna, macierzyńska ontologia.
Ta inwersja działa na wszystkich poziomach: politycznym, kulturowym i filozoficznym. Kamala Harris uosabia archetyp Kybele: nie rasowo, lecz metafizycznie. W myśli hinduskiej jej esencją jest tamas, zasada bezwładności, mroku, zaświatów. Jest awatarem Wielkiej Matki, tak jak wyobrażali ją sobie Pink Floyd w swoim lamencie poświęconym „Atom Heart Mother” [1].
3) Mówił Pan o materialistycznych i atomistycznych czynnikach nowoczesności. W swojej książce analizuje Pan trzy paradygmaty nowoczesności: liberalizm, komunizm i nacjonalizm rewolucyjny. Jakie są różne koncepcje społeczeństwa w ramach tych trzech paradygmatów? A w kontekście Czwartej Teorii Politycznej, jakie jest szczególne znaczenie rewolucji konserwatywnej? Jak może ona poprowadzić nas poza nowoczesność ku innemu rodzajowi społeczeństwa?
Trzy ideologie polityczne – liberalizm, komunizm i nacjonalizm – razem tworzą polityczną nowoczesność. Wprawdzie mogą się wydawać sprzeczne, ale wszystkie są gałęziami tego samego metafizycznego drzewa. Wolę traktować nacjonalizm nie tylko jako rewolucyjny czy faszystowski, ale jako szerszą koncepcję burżuazyjnego państwa narodowego, które uznaje jednostkę-obywatela za jednostkę polityczną. Wszystkie trzy paradygmaty – lewicowy, prawicowy i centrowy – opierają się na atomistycznych, materialistycznych i ostatecznie gynokratycznych ontologiach.
Każdy z nich reprezentuje odmianę Logosu Kybele. Liberalizm izoluje atom, jednostkę, celebrując fragmentację. Komunizm sztucznie spaja atomy w masę, w skolektywizowaną abstrakcję. Nacjonalizm gromadzi jednostki w obrębie wyimaginowanych tradycji, tworząc państwa, języki, hymny i symbole oddolnie. Te nowoczesne państwa narodowe zastąpiły imperia, które były hierarchiczne i święte. Nacjonalizm służy zatem jako kolejna manifestacja Kybele – twierdząc, że jest organiczny, podczas gdy w rzeczywistości powstaje w wyniku fabrykacji.
W XX wieku te trzy ideologie toczyły ze sobą wojnę, każda ogłaszając się ucieleśnieniem przyszłości. Liberałowie, faszyści, komuniści – wszyscy rościli sobie prawo do historycznego przeznaczenia. Jednakowoż liberalizm zwyciężył – nie przez przypadek, ani dlatego, że był bardziej praktyczny czy atrakcyjny, ale dlatego, że był najwierniejszym wyrazem atomistycznego materializmu. Pozostawił atomy w spokoju, nieskrępowane, uwalniając indywidualizm w jego najczystszej postaci. W tym metafizycznym sporze zwyciężyła najbardziej konsekwentna ideologia – liberalizm.
Żyjemy teraz pod tym triumfem: w końcowej fazie panowania Kybele. Liberalizm ujawnił swoją istotę: transpłciowość, transhumanizm, całkowitą normalizację grzechu. Pokonane ideologie – komunizm i nacjonalizm – próbowały się dostosować, poddając się panowaniu Wielkiej Matki. Są teraz przestarzałymi wersjami tego samego impulsu, pozostałościami wcześniejszych etapów nowoczesności.
Aby uciec z tej pułapki, stworzyłem Czwartą Teorię Polityczną. Początkowo moja myśl była strategiczna: zjednoczyć tych, którzy wciąż sprzeciwiają się liberalizmowi – rozbieżne siły na marginesie, czy to nacjonalistyczne, czy to komunistyczne. Wyobraziłem sobie syntezę. W praktyce podejście to okazało się wykonalne. We Włoszech sojusz Ruchu Pięciu Gwiazd i Ligi Północnej mógłby zdestabilizować liberalne centrum. We Francji koalicja Mélenchona i Marine Le Pen mogłaby rzucić wyzwanie Macronowi. W Niemczech Sahra Wagenknecht i AfD razem odniosłyby zwycięstwo. Samodzielnie, każda z nich pozostaje słaba; razem, łamią czar.
Alain de Benoist zauważył niedawno, że Trump jest kandydatem klasy robotniczej. Ta konwergencja lewicy i prawicy znajduje swój wyraz w praktyce. Szybko jednak zdałem sobie sprawę, że takie koalicje, choć skuteczne, nie idą wystarczająco daleko. Pozostają w labiryncie nowoczesności.
Czwarta Teoria Polityczna to zaproszenie do całkowitego wyjścia z tego labiryntu. Nie po to, by stanąć po stronie liberalizmu, komunizmu czy nacjonalizmu, ale by odrzucić wszystkie trzy jako nowoczesne. Celem jest rozbicie labiryntu, przecięcie węzła gordyjskiego. Nie dążymy do rekonfiguracji nowoczesności, lecz do jej przekroczenia. Czwarta Teoria Polityczna spogląda zarówno wstecz, ku tradycjom przednowoczesnym, jak i w przyszłość, ku ponowoczesnej krytyce nowoczesności.
Nie chodzi o powrót do przeszłości, lecz o dostęp do odwiecznych wzorców: imperiów, świętych zakonów, platonizmu politycznego. Jednocześnie nie wolno nam unikać stosowania współczesnych narzędzi: strukturalizmu, antropologii, fenomenologii. Wielobiegunowość również staje się kluczowym pojęciem: świat wielu cywilizacji, z których każda jest suwerenna, każda zakorzeniona we własnym logosie.
Myśliciele tradycjonalistyczni – René Guénon, Julius Evola – pokazują, jak wyrażać odwieczne prawdy w językach nowożytnych. Evola, na przykład, stosuje wartości Rzymu do krytyki sztuki nowoczesnej. Podobnie, konserwatywna rewolucja w Niemczech, pomimo swoich błędów, poszukiwała drogi poza liberalną nowoczesność. Podobnie czyniła japońska szkoła z Kioto. Nie były to zjawiska wyłącznie rosyjskie ani europejskie. Mają one charakter globalny.
Czwarta Teoria Polityczna jest otwarta. Ma numer, a nie nazwę. Jej nazwę trzeba odkrywać inaczej w każdej cywilizacji. Nie jest systemem zamkniętym, lecz kierunkiem. Nie wiemy jeszcze, co kryje się u jej kresu. Jest poszukiwaniem. W tym tkwi jej siła.
4) Rozumiem. Bardzo interesującą kwestią, którą poruszył Pan, jest to, że Druga i Trzecia Teoria Polityczna przegrały walkę z liberalizmem, ponieważ nie były wystarczająco nowoczesne. Z socjologicznego punktu widzenia, co stanowiło sedno Drugiej i Trzeciej Teorii Politycznej i dlaczego nie były one wystarczająco nowoczesne, aby wygrać bitwę o dziedzictwo nowoczesności?
Możemy zauważyć, że rewolucje socjalistyczne triumfowały nie tam, gdzie Marks przewidywał, ale właśnie tam, gdzie twierdził, że nigdy nie będą mogły nastąpić. Nie uwzględnił siły elementów tradycyjnych. Prawdziwą siłą napędową rewolucji bolszewickiej w Rosji była siła chłopstwa – głęboko tradycyjnego ludu, pragnącego wyzwolenia spod władzy zwesternizowanej elity. Rewolucja ta miała w swej istocie charakter narodowy. Było to powstanie ludowe zakorzenione w gruncie społeczeństwa przednowoczesnego, osnute płaszczykiem marksistowskiego języka, ale obce oczekiwaniom Marksa.
Według Marksa taka rewolucja nie mogła mieć miejsca w Rosji. Doktryna Lenina stanowiła już głęboką rewizję marksizmu; doktryna Stalina była jeszcze bardziej radykalna. Stalin oświadczył, że socjalizm można zbudować w jednym kraju – była to idea odrzucona zarówno przez Marksa, jak i Lenina. Zatem sukces komunizmu w Rosji, a później w Chinach, Wietnamie i gdzie indziej, nie wynikał ze struktury klasowej, rozwoju przemysłu ani silnego proletariatu – elementy te były albo słabe, albo nie istniały. Przeciwnie, sukces wynikał z trwałości tradycji.
Chiny Mao, pomimo marksistowskiej retoryki, pozostały w swoim charakterze znacznie bardziej konfucjańskie i tradycyjne. Rewolucje odniosły sukces, ponieważ czerpały z pradawnych sił: mitu, nacjonalizmu, solidarności agrarnej. A jednak, paradoksalnie, to właśnie poleganie na przednowoczesnych fundamentach skazało je na porażkę w dłuższej perspektywie. Niosły w sobie metafizyczne sprzeczności.
To samo dotyczy Trzeciej Teorii Politycznej: rewolucyjnego nacjonalizmu. Wprawdzie twierdził, że jest nowoczesny, ale często czerpał z archaicznych archetypów: heroicznej męskości, mitycznego przywództwa, zmilitaryzowanej estetyki. Faszyzm i narodowy socjalizm, pomimo roszczenia do futuryzmu, były przesiąknięte symbolami przednowoczesnymi. Elementy te stały się zniekształceniami – w niektórych przypadkach karykaturami – typów apollińskich lub dionizyjskich. Właśnie z powodu tych głębokich, przednowoczesnych rezonansów, zarówno nacjonalizm, jak i komunizm okazały się niezdolne do utrzymania czysto nowoczesnego światopoglądu niezbędnego do pokonania liberalizmu.
Zatem zarówno Druga, jak i Trzecia Teoria Polityczna poniosły porażkę, ponieważ były metafizycznie nieczyste – uwikłane w tradycyjne struktury niezgodne z wewnętrzną logiką nowoczesności. Liberalizm, przeciwnie, był w pełni nowoczesny, w pełni atomistyczny, całkowicie zgodny z metafizycznym projektem rozpuszczenia wszelkiej wertykalności. Właśnie dlatego odniósł zwycięstwo.
5) Przed chwilą mówił Pan o postmodernizmie. Wspomniał Pan o nim w dwóch znaczeniach: po pierwsze, jako o ostatecznej konsekwencji atomizmu, który opisuje Pan jako coś głęboko destrukcyjnego i przeciwstawnego platonizmowi i tradycjonalizmowi; po drugie, jako o potencjalnym sojuszniku tradycjonalizmu w walce z nowoczesnością. Czy mógłby Pan wyjaśnić te dwa znaczenia postmodernizmu w swojej pracy? Opisał Pan również porażkę Kamali Harris i globalistów w niedawnych wyborach w USA jako częściową porażkę liberalizmu. W swojej książce utożsamia Pan postmodernizm z hipernowoczesnością, a także odwołuje się do Mrocznego Oświecenia, w tym do prac Rezy Negarestaniego i innych myślicieli. Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć na temat postmodernizmu w świetle Mrocznego Oświecenia i jego implikacji dla społeczeństwa?
Postmodernizm, z jednej strony, jest ostatecznym rozwinięciem nowoczesności – jej logicznym zakończeniem lub tym, co czasami nazywam hipernowoczesnością. Jako taki, odsłania pełną prawdę nowoczesnego projektu, prawdę zdemaskowaną. W tym sensie jest on lepszy od wcześniejszych etapów nowoczesności, które ukrywały swoje intencje pod płaszczykiem humanitaryzmu, racjonalizmu czy postępu. Łatwiej jest skonfrontować się z odsłoniętym obliczem zła, niż z tym zamaskowanym. Gdy Szatan zdejmuje maskę, iluzje przestają być możliwe. To zaleta postmodernizmu: jego szczerość.
Dziś widzimy, co leży u podstaw współczesnego, liberalnego porządku zachodniego. Skandale seksualne z udziałem elitarnych postaci, takich jak Puff Daddy czy Jeffrey Epstein, nie są anomaliami; są wyrazem sedna systemu. Retoryka humanitaryzmu – Fundacja Otwartego Społeczeństwa, Lekarze Bez Granic, aktywizm klimatyczny – często skrywa czarną mszę. Rytuały liberalnej demokracji maskują ofiary z dzieci, drapieżnictwo i metafizyczne perwersje. Oto prawdziwa postać elity: czarownice, gwałciciele i niszczyciele. Szatan już się nie ukrywa.
Nowoczesność negowała zarówno Boga, jak i diabła. Postmodernizm przyznaje, że Boga nie ma i wychwala diabła. To objawiony Antychryst – nie metaforycznie, ale dosłownie. Ta jasność jest przerażająca, a zarazem wyzwalająca. Jak trafnie mawia Alex Jones, oto moment przebudzenia. Kompromis się skończył. Nie ma już mieszanki dobra i zła – tylko zło, niefiltrowane. Ci, którzy sprzeciwiają się temu szatańskiemu porządkowi, są demonizowani jako naziści, putiniści i ekstremiści.
Jednakowoż to objawienie budzi również opór. Przebudzenie eschatologiczne następuje po ujawnieniu się Antychrysta. Jesteśmy teraz wezwani do ostatecznej bitwy. Tradycjonalizm w swojej klasycznej formie jest niewystarczający na tę chwilę. W tradycyjnym społeczeństwie żyje się w harmonii, równowadze, poprzez modlitwę, poświęcenie, rodzinę i święty obowiązek. Wojna była epizodyczna, a nie fundamentalna. Teraz wojna jest permanentna, ponieważ szatańskie siły są wszechobecne. Nie ma już bezpiecznych przestrzeni tradycji, które pozostałyby nietknięte.
Bycie tradycjonalistą dzisiaj oznacza bycie wojownikiem. Nie ma neutralności, nie ma odwrotu. Trzeba walczyć – filozoficznie, duchowo i kulturowo. Jest to tradycjonalizm eschatologiczny: nie nostalgiczny, lecz bojowy. W tej walce możemy wykorzystać pewne elementy rozwinięte w postmodernizmie – narzędzia, które krytykują lub wykraczają poza nowoczesność.
Fenomenologia, strukturalizm, antropologia kulturowa, psychoanaliza – mogą nam służyć, jeśli zostaną przeorientowane. Heideggerowskie Dasein, relatywizm kulturowy Lévi-Straussa, a nawet aspekty Lacana czy Junga – mogą stać się bronią. Istnieje prawicowy postmodernizm, metafizyczna opozycja wobec lewicowej dekonstrukcji. Ten postmodernizm z prawicy nie odrzuca Tradycji. Sprzymierza się z nią w ostatecznej walce.
Mroczne Oświecenie — figury takie jak Nick Land, Reza Negarestani, Czarni Deleuzianie — obejmują otchłań. Przywołują bogów Lovecrafta, idiotyczne bóstwa spoza czasu. Są samozwańczymi prorokami tego, co nieludzkie. Ci myśliciele są cenni, ponieważ obnażają najgłębszą logikę nowoczesności. Ich groza jest pouczająca.
W tym momencie wizja Guénona o „odwróconej hierarchii” staje się rzeczywistością. Gog i Magog wyłonili się ze szczelin Ziemi. Gromadzą się otwarcie. Organizują konferencje, finansują instytucje i uczestniczą w rytualnych nadużyciach, jednocześnie twierdząc, że reprezentują racjonalność. To koniec kompromisu.
Teraz rozpoczyna się ostateczna wojna.
6) Wreszcie, w swojej książce opisuje Pan Czwartą Teorię Polityczną jako model przekraczania nowoczesności, łączący elementy tradycjonalizmu, platonizmu politycznego i realizmu metafizycznego. Jak bliska jest Czwarta Teoria Polityczna platońskiemu „Kallipolis”? Co tak naprawdę możemy zrobić, aby przejść od piekielnego, ponowoczesnego społeczeństwa współczesności do tego idealnego stanu?
Najważniejszym krokiem jest uświadomienie sobie, że Kallipolis, idealne miasto platońskie, leży nie za nami, lecz przed nami. Należy nie do przeszłości, lecz do wieczności. Nie wracamy do złotego wieku. Zbliżamy się do jego ponownego urzeczywistnienia. W tym konkretnym momencie historii znajdujemy się znacznie bliżej końca niż początku. Żyjemy o północy, ostatniej godzinie ludzkiego czasu.
U zarania dziejów archetyp świętego miasta objawił się. Kallipolis został wówczas zapamiętany, zachowany i przekazany poprzez rytuał, prawo, mit i inicjację. Tradycja była aktem pamięci: przypomnieniem proporcji tego idealnego miasta, przybliżeniem jego formy poprzez filozofię, królewskość i święty porządek. W miarę jak pamięć zanikała, modyfikowaliśmy nasze struktury polityczne, popełniając coraz więcej błędów i idąc na kompromisy. Z biegiem wieków zapominaliśmy coraz więcej.
Teraz, na końcu, nie pamiętamy już Kallipolis. Przyjęliśmy zapomnienie jako normę. Liberalna demokracja staje się oficjalną doktryną zapomnienia. Grzech nie jest już przeciwstawiany; jest afirmowany, celebrowany i legalizowany. Małżeństwa homoseksualne są nie tylko tolerowane; są uznawane za święte. Upadek staje się doktryną.
Jednakowoż Kallipolis powraca również u kresu czasu. W tradycji chrześcijańskiej jest to Nowe Jeruzalem. Niebiańskie miasto nie jest utopią; to ponowne pojawienie się wieczności, ostateczne echo archetypu. Nowe Jeruzalem nie jest jedynie symboliczne. Jest realne. Istniało, istnieje i będzie istnieć. W ostatniej godzinie jest bliskie. W porównaniu z ogromną odległością od początku do upadku, krok między teraz a powrotem jest niewielki. Stoimy przed nim.
Różnica między klasycznym tradycjonalizmem a Czwartą Teorią Polityczną polega na tym, że przyjmujemy postawę eschatologiczną. Nie oglądamy się za siebie z tęsknotą; patrzymy w przyszłość z wieczną wiernością. Nasze spojrzenie przebija zasłonę upadku, by dostrzec wieczny wzór poza nią.
Nie oczekujemy dowodów. Walczymy w całkowitej ciemności. Ostatnia iskra światła zgasła na horyzoncie. A jednak wierzymy. Nie dlatego, że światło jest widoczne, ale dlatego, że istnieje w wieczności. Prawdziwy wierzący podąża za Bogiem nie dlatego, że Bóg jest widoczny, ale dlatego, że On istnieje.
Nawet gdyby udowodniono nam, że Bóg nie istnieje, walczylibyśmy o Niego. To jest istota heroicznego tradycjonalizmu: woluntaryzm poza dowodem, poza biernością. Pozostajemy lojalni, gdy świat się odwraca. Modlimy się w ruinach. Budujemy katedry na pustyni.
Zatem Czwarta Teoria Polityczna pojawia się po nowoczesności, a nie przed nią. Rodzi się z popiołów, wykuta w ogniu eschatologicznej walki. Nie jest dziedziczona, lecz wybrana.
Tłum.: drkk
[1] „Atom Heart Mother” - dosłownie po polsku „Atomowe Serce Matki” - przyp. tłum.